Tanie podróżowanie – czy na pewno warto?

tanie podróżowanie

    Większość podróżników zastanawia się jak podróżować jak najtaniej i jednocześnie zwiedzić jak najwięcej. Są nawet tacy, dla których cnotą jest podróżowanie za darmo. Żadna inna forma podróży się nie liczy, a wydając choćby złotówkę przestajesz być podróżnikiem, wręcz stajesz się frajerem. Czy na pewno o takie tanie podróżowanie chodzi?

    Czy nie jest jednak tak, że każda forma podróżowania jest podróżą? Niezależnie czy stopem, czy samolotem, czy pijąc drinki w kurortowej restauracji, czy spijając wodę z liści w amazońskiej dżungli. Jeśli ruszy się tyłek i przemieści go z miejsca na miejsce – to zawsze to jakaś podróż jest. Zwłaszcza, jeśli było to nieco dalej niż “podróż do pracy”.

    Zatem czy jest coś złego w oszczędnej podróży? Oczywiście, że NIE! Tanie podróżowanie jest passé? A może jest coś złego w umiejętnym i rozsądnym wydawaniu pieniędzy? Również nie.

    Nieco podchwytliwe i przekorne jest pytanie z tytułu… Tanie podróżowanie jest jak najbardziej ok i zdecydowanie warto oszczędnie podróżować. Czego zatem robić nie warto?

    Moim zdaniem nie warto:

    – podróżować bez pieniędzy,

    – podróżować bez nieco większej poduszki finansowej (której oczywiście nie musisz wydać),

    – podróżować sztywno wg ustalonej zasady, że np. wydajemy 5$ dziennie i ani centa więcej (brak elastyczności).   

    Oszczędne podróżowanie ma zawsze sens, w przypadku każdej podróży i każdego podróżnika, zwłaszcza oszczędne i rozsądne. Ale czy “skrajnie tanie” lub “darmowe” jest ok?

 

    Jakie są minusy skrajnie taniego podróżowania?

  1. Pierwsze i najważniejsze – czy jesteś w stanie wszystko przewidzieć?

    tanie podróżowanie“Mam 1230 zł, powinno wystarczyć – lecę w podróż dookoła świata”. Z takim podejściem można się spotkać wyjątkowo często. Niestety równie często po drodze zdarzają się “nieprzewidziane okoliczności” – coś kosztowało więcej niż przypuszczaliśmy, lot się opóźnił i trzeba jedzenie kupić na lotnisku, nie udało się złapać stopa i jedziemy płatnym autobusem. Ceny nie były takie same, jak w tym artykule, co to go czytaliśmy (sprzed 5 lat). Do tego rozchorowaliśmy się i trzeba było kupić leki, aż po okradziono nas.

    Takich przypadków można wymieniać setki. Wszystkie sprowadzają się niestety dość często do: “utknąłem tutaj, zbieram kasę na powrót do domu”. I oby tylko na takiej właśnie dawce adrenaliny i kortyzolu się skończyło. Bo zdarzyć się mogą i gorsze rzeczy.

  1. Czy skosztujesz prawdziwego miejscowego życia?

    Nigdy dokładnie nie wiemy, jak będzie “tam, na miejscu”, prawda? Być może będziemy chcieli jak najszybciej jechać dalej. A może właśnie tu czy tam można będzie zostać na dłużej i nacieszyć się błogim nic nie robieniem, poznając wszystko, co miejscowe. Jeśli nie mamy na to środków lub nie przewiduje tego nasz 5$ budżet (lub każdy inny założony) – czy będzie nam dane poznanie niezwykłego miejsca, ludzi, klimatu, smaku przez dłuższy czas?

  1. Czy poznasz lokalne specjały?

    Nie wyobrażam sobie, by będąc we Francji nie spróbować ciepłego, chrupiącego croissanta upieczonego właśnie w tym kulinarnym królestwie. Albo będąc we Włoszech odmówić sobie smaku bogato nawilżonej oliwą pizzy wyrabianej na świeżo, ze składników uprawianych lokalnie w pobliżu Neapolu. Pizzą mylnie nazywają niektórzy gruziński przysmak chaczapuri, czyli zapiekany chleb serowy. I jak tu go nie skosztować będąc w Gruzji? Jak odróżnić chaczapuri od neapolskiej pizzy, skoro się ani jednego, ani drugiego nie spróbujemy z braku pieniędzy lub wydatku wykraczającego poza budżet?

    Jeśli problemem jest, że tych pieniędzy po prostu nie masz – przeczytaj ten artykuł do końca, być może znajdziesz rozwiązanie.

    Rozmawiałem niedawno z pewną podróżniczką, która zjechała Rumunię, Bułgarię, Albanię i Chorwację wspólnie z mężem i małym dzieckiem, śpiąc w przyczepie kempingowej. Wow – zrobiło to na mnie wrażenie. A, i jeszcze z psem… Przypomniała mi się moja wyprawa do Bułgarii i Rumunii, więc od razu zapytałem czy skosztowała słynnych i niedrogich bułgarskich zapiekanek z sirene (ser szopski). Niestety nie spróbowała, podobnie jak innych dań bułgarskich, rumuńskich, czy chorwackich. Nie poznała nawet smaku słynnego albańskiego wina mandarynkowego. Jak się okazało – całe trzy tygodnie rodzina jadła ryż, makarony, słoiki i konserwy przywiezione z Polski, “bo tak było taniej”

    To oczywiście indywidualna decyzja, czy chcemy jeść na miejscu, czy wozić jedzenie w puszkach i nie mi to oceniać. Jednak powyższa historia daje nieco do myślenia. Piękne widoki i ciepłe klimaty to jedno, ale to właśnie kuchnia i jedzenie łączy wszystkie narody. W każdym rejonie je się inaczej, ale je się wszędzie… Kto się wybiera w tamte rejony, warto wiedzieć, że w Bułgarii, Rumunii czy Albanii, można kupić jedzenie taniej niż w Polsce. Zwłaszcza jeśli kupuje się, np. u miejscowych gospodarzy. A wtedy można skosztować lokalnych warzyw, nie importowanych owoców prosto z sadów i pól, serów, chleba czy oliwy tłoczonej często jeszcze starymi zabytkowymi maszynami. Pewnie jest jeszcze wiele innych specjałów, o których i ja nie wiem.

  1. Czy odwiedzisz najciekawsze miejsca?

    Co innego jest oglądać wieżę Eiffla, a co innego zjeść kolację w restauracji mieszczącej się na wieży lub chociaż podziwiać z niej panoramę Paryża. Podobnie jak przejeżdżać koło Parku Yellowstone różni się nieco od podziwiania aktywnych gejzerów na terenie tego najstarszego parku na świecie. Ale ta przyjemność kosztuje (np. około 25$ za auto), chyba, że jesteś dzieckiem do lat 16 i idziesz na piechotę – wtedy nie płacisz nic.

    Większość atrakcji turystycznych, zabytków, parków i innych obiektów na świecie pobiera opłaty za wstęp i nie ma w tym nic dziwnego. Samo utrzymanie tych miejsc kosztuje, zadbanie o porządek po rzadko dbających o czystość turystach również. Czy warto oglądać te miejsca? Decyzja zawsze należy do Ciebie. Może fajniej jest, gdy uda Ci się zaoszczędzić kilka dolarów nie kupując biletów wstępu. I to też jest OK, każdy lubi inaczej.

Choć przyznam, że co innego jest ominąć przereklamowaną turystyczną atrakcję, a co innego coś naprawdę pięknego. Niektórzy subiektywnie uważają za nie wartą zachodu, np. piramidę Cheopsa, otoczoną tłumem naganiaczy i sprzedawców pamiątek. Inni Koloseum, gdzie zazwyczaj stoi się w kilkugodzinnych kolejkach do kasy. Jednak ominąć choćby wspomniany już park, w którym możemy spędzić wiele godzin, tylko dla oszczędności kilku dolarów? Być może warto, sam nie wiem. Gorzej tylko, jeśli zaoszczędzone w taki sposób pieniądze wydamy na kolejne piwo, czy szósty już z tego kraju magnes na lodówkę.

  1. Drugiej okazji może nie być

Miejsc do odwiedzenia na świecie jest nieskończenie wiele. Czasem znajdzie się jakiś kraj, który tylko przejedziemy pociągiem i odhaczamy na mapie, jako „zaliczony”. Często dochodzi do sytuacji, że ponowne odwiedzenie jakiegoś miejsca czy kraju nie wchodzi w grę. Bardziej skupiamy się na gnaniu do przodu i zaliczaniu kolejnych, coraz dalszych “włajaży”.

    Gdy do tego dojdzie skrajna oszczędność pieniędzy, których nie wydamy na żaden bilet wstępu, na miejscowe jedzenie, nocleg, czy pozostanie tam choćby dzień dłużej – może się okazać, że przeoczyliśmy coś bardzo ważnego. Ważnego i cennego, o czym być może, rozpędzeni wiatrem przygody, nawet nie wiedzieliśmy. I gdy pochwalimy się znajomym, że odwiedziliśmy Tajwan, mogą, ku naszemu zdziwieniu zapytać, czy widzieliśmy Wąwóz Taroko

– A co to jest?
– Jak to? Nie wiesz? Największa atrakcja do zwiedzenia na Tajwanie.

Niestety w pędzie czasu i oszczędności mogliśmy tego, nie wiedzieć, nie sprawdzić, czasem oszczędzając nawet na kupnie przewodnika turystycznego. Druga szansa może się nie powtórzyć.

.

  1. Czy nie jesteś pasożytem?

    Jednym z często opisywanych sposobów na tanie podróżowanie (a stron i artykułów na ten temat przybywa jak grzybów po deszczu) jest zmiana z “klienta” na “gościa”. Polsce brakuje jeszcze wiele do gościnności krajów Bliskiego Wschodu czy azjatyckich, a tamte rejony różnią się znacznie od naszej mentalności. Tam ugoszczenie przybysza stawiane jest często za punkt honoru. Często ta sytuacja jest niestety wykorzystywana. Mało tego, można znaleźć w sieci informacje, gdzie turyści, również z Polski, chwalą się wręcz, że znowu udało im się skorzystać z dachu nad głową i jedzenia. Oczywiście nic za to nie zapłacili, ani w żaden sposób się nie odwdzięczyli. Niektórzy radzą wziąć ze sobą coś w ramach podziękowania, ale oczywiście jak najtaniej, by nie brnąć w koszty i nie dźwigać. Proponują więc długopisy z flagą swojego kraju lub pocztówki. Czy to jeszcze dopuszczalne, czy już bezczelność?

    Trochę wygląda to, jak wciskanie komuś, niejednokrotnie znacznie biedniejszemu od turysty, niepotrzebnego gadżetu. A za to wykorzystywanie i nadużywanie jego gościnności. Oczywiście nie piszę tu o każdym przypadku, ale jednak takie zachowania się zdarzają.

Wartość licznych znajomych lub fanów

    Co innego, gdy stajesz się sławnym lub przynajmniej znanym podróżnikiem, który ma rzeszę swoich fanów i widzów. Ludzie wręcz rozchwytują i proszą swojego idola, by ten spędził jakiś czas u nich lub przenocował. Przykładem idealnie tu pasującym jest ekipa Busem Przez Świat (pozdrawiam serdecznie), która prawie w każdym odcinku swojego vloga opowiada, że dostaje zaproszenia od swoich fanów. Czasem kończy się tylko na noclegu i wyżywieniu. Jednak nie raz zdarzało się, że wierni widzowie organizowali dla ekipy zwiedzanie okolicy, kajaki, quady i inne atrakcje. Zdarzały się też prezenty, np. przydatny w podróży rower.

    Jeśli jednak nie jesteśmy jeszcze znani i nie gości nas nikt, tylko za to, że go odwiedzimy, warto odwdzięczyć się za gościnę naprawdę, finansowo lub w jakiś inny sposób, np. własną pracą. Czy ma sens współzawodnictwo z innymi podróżnikami (tzw. “backpackerami”) o to, kto przeżył więcej niewygód i wydał mniej? A może lepiej na to konto rywalizować w dziedzinie: “jak i ile udało mi się oszczędzić przed podróżą” lub “ile udało mi się zebrać na podróż, dzięki swojej pomysłowości i pracy”?

    Tanie podróżowanie jest OK, ale warto pamiętać, że nasz dolar, którego próbujemy oszczędzić jest znacznie mniej warty niż dla ludzi z krajów rozwijających się. Nawet gdy rzeczywiście nie mamy tych pieniędzy za dużo, to pamiętajmy, że w Polsce poniżej granicy ubóstwa żyje 1 osoba na 500. Na świecie średnio 1 na 10. Zresztą – nad sytuacją materialną można popracować. W dalszej części będzie o tym więcej.

  1. Ciągła niewygoda i wyrzeczenia

    Oglądałem ostatnio filmik turystki, która nagrywała dość drogą i markową kamerą jak wyciąga resztki jedzenia z hotelowych śmietników. To była jej sugestia, że można wcale nie wydawać pieniędzy na jedzenie. Zastanawiam się czy tanie podróżowanie ma być właśnie taką drogą? Spanie w niekoniecznie bezpiecznych miejscach? Jedzenie byle czego, byle gdzie, byle za darmo? Nie mycie się, bo prysznic kosztował dolara? Bicie kolejnych rekordów w niewydawaniu pieniędzy? Ocenę pozostawiam każdemu z osobna.

    Tanie podróżowanieFaktem jest jednak, że skrajne oszczędzanie w podróży powoduje kolejne niewygody – niejednokrotnie na nogach po 15-17 godzin, ciężkie plecaki (nawet 20-30 kg, gdy trzeba zabrać dodatkowe zapasy wody i żywności). Ciągłe czekanie, nawet po kilka godzin, głównie na transport, który i tak zazwyczaj będzie przepełniony i ciasny. W wielu krajach bród, sterty śmieci na ulicach, na których niejednokrotnie jadasz, brak toalet, nawet w restauracjach. Brak możliwości prania, stąd brudne, przepocone ubrania, zatęchły ręcznik. Naciągacze, naganiacze, oszuści, handlarze, inni turyści – nieraz ma się dość po paru godzinach, nieraz szybciej. Bariera językowa, której nie da się nieraz przeskoczyć, więc nawet o drogę do hostelu ciężko zapytać, bo i tak pokażą nam zupełnie inny. Do tego policjanci i celnicy, którzy mają swoje własne przepisy, niekoniecznie te obowiązujące w danym kraju.

    Chcąc, nie chcąc, stajemy się trybikami wielkiej machiny turystycznej.

Tak czy tak – czasem wydać coś trzeba. A czasem za dolara możemy mieć więcej, i wygodniej, i czyściej, i smaczniej, i tak można dalej wymieniać bez końca.

Tanie podróżowanie – Podobno to kwestia myślenia…

    Tak, myśli odpowiadają za wszystko. To one definiują nasze emocje, działania. Można nawet powiedzieć, że to, co myślimy będzie dokładnie generowało to, co mamy. I to nie tylko w kwestii finansowej. Całe życie uczyliśmy się jakiegoś schematu myślenia, a przez ten schemat – życia. Dziś zazwyczaj już tylko ten proces udoskonalamy (ale tylko w kierunku w jakim się uczyliśmy). Jeśli więc myślimy, że bogaci to złodzieje – nigdy nie będziemy bogaci. Jeśli myślimy, że największą wartością jest wydać tylko dolara dziennie w podróży – tak właśnie będziemy się starali robić w podróży. Jeśli myślimy, że tylko darmowe podróżowanie jest ok, raczej nie wybierzemy się na wyprawę, która ma koszty.

    Ludzie niejednokrotnie potrafią być mistrzami w kombinowaniu, z Polakami na czele. Czasy komuny jednak wiele nas nauczyły. Inna sprawa czy to na pewno dobry kierunek? Zwłaszcza w tym przypadku chodzi mi o kierunek myślenia. Wkładamy wiele energii w wymyślanie jak oszczędzić, jak nie wydać, jak nie zapłacić, jak mieć za darmo, jak mieć tylko darmowe lub tanie podróżowanie, itd., itp.

    A gdyby tak odwrócić kierunek?

   Gdyby tyle samo energii włożyć w myślenie jak zarobić, jak dorobić, jak zarabiać więcej na godzinę czy miesięcznie, co sprzedać, bo jest niepotrzebne, jak wypracować sobie dochód pasywny, jak zarobić przy okazji robienia czegoś innego (“dwie pieczenie na jednym ogniu”). Niejednokrotnie okazuje się, że myślenie w tym kierunku pochłania znacznie mniej energii. A do tego, co najważniejsze, daje nam więcej wygody, bezpieczeństwa, spokoju ducha. Nie chodzi o to, by przechodzić ze skrajności w skrajność, ale po prostu podnieść nieco komfort. Oczywiście, jeśli lubisz, wręcz uwielbiasz być sponiewierany w czasie podróży – to bądź! Ale czy w tym sponiewieraniu przeszkadza Ci poduszka finansowa na koncie, tak na wszelki wypadek? Podobno pieniądze nie są najważniejsze. To prawda – same w sobie nie są. Ale stają się cholernie ważne, właśnie wtedy, gdy są potrzebne, a ich nie ma.

Plusy umiejętności

    Plusem nauczenia się myślenia w nowym kierunku jest też to, że umiejętności raz wypracowane pozostają. Jeśli zapragniesz kupić sobie mieszkanie – umiejętność zarabiania większych pieniędzy jest bardzo przydatna, prawda? Jeśli zbliżasz się do emerytury, to dochód pasywny jest przyjemną wizją, czyż nie tak? A jeśli ktoś z Twoich bliskich będzie w życiowej potrzebie, łatwiej Ci będzie pomóc mu, gdy umiesz zarabiać lub mnożyć pieniądze? Zapewne… A czy będąc w podróży i korzystając z czyjejś gościny, nie będzie wspaniałomyślne, gdy zrobisz gospodarzowi duże zakupy na koniec wizyty? Lub zostawisz nieco pieniędzy? Zwłaszcza gdy jest znacznie biedniejszy od Ciebie? Ja bym pewnie tak zrobił. Co Ty zrobisz – decyzja Twoja i Twojego sumienia.

    Połączenie umiejętności zarabiania z umiarkowanym oszczędzaniem, jest moim zdaniem dobrym rozwiązaniem. Pozwoli Ci więcej zobaczyć, poznać, zwiedzić, czując się przy tym w miarę komfortowo i nie cierpiąc z powodu skrajnych niewygód. Będziesz mógł też po prostu częściej wyjeżdżać. Ale końcowa decyzja i tak zawsze należy do Ciebie. Ja sam jestem zwolennikiem minimalizmu i bardziej „być” niż „mieć”, co nie zmienia faktu, że pieniądze po prostu rozwiązują większość problemów. Warto to przemyśleć i zastanowić się, co będzie dla nas najlepsze i z czym będziemy się czuli komfortowo i w pełni usatysfakcjonowani.

    Już niedługo artykuł o sposobach, jak można zarobić na podróże i dzięki podróżom.

A co Ty myślisz o temacie taniego podróżowania? Czy to Twój styl czy przeciwnie? Podziel się swoimi refleksjami w komentarzu pod spodem.

    Powodzenia na szlakach i drogach całego świata…

Cooking van Adam Jakubiak

Comments

  1. Asia

    Panie Adamie, również gardzę pasożytnictwem. Tacy ludzie dla mnie niestety reprezentują cebulactwo. A młodych z Polski jest takie multum w świecie. Chwalą się gdzie popadnie że znów ktoś dał im żarcie i nocleg za darmo, że po raz kolejny udowadniają, że za 5$ dziennie można po Azji podróżować, zwiedzać i to jest w porządku. Trzeba takimi zachowaniami gardzić, i uczyć ludzi odpowiedzialnej turystyki, odpowiedzialnego zwiedzania świata a nie żerowania na innych ludziach. Potrzeba nam więcej świadomości i EMPATII której większości w podroży niestety brakuje…

  2. Nie przepadam za ludźmi którzy za cel stawiają sobie wydać jak najmniej w czasie podróży i jednocześnie dyskryminują innych podróżników. Kolejna kwestia jest taka, ze w bardzo turystycznych miejscach jak np. Wenecja moim zdaniem aż wypada zostawić tam pieniądze – niech mieszkańcy tez maja coś z tego oprócz tłumu turystów i góry śmieci za nimi 😉

    1. Q-VAN

      Bardzo mądre słowa. Zgadzam się w pełni.

  3. Najlepiej jest spróbować znalezc jakis zloty srodek – i nie popadac w skrajnosci. Z jednej strony – fajnie zaoszczedzic. Z drugiej – w koncu nie po to jedzie sie na wakacje, zeby zupelnie z nich nie skorzystac.

Dodaj komentarz