Stary kociołek, a w mojej głowie gotuje się…

Przepis na kociołek

Szkoła życia w dobrym smaku

     Dzień, w którym Cooking Van zrealizował swój pierwszy materiał na zawsze zapadnie mi w pamięci. Główną rolę grały w nim pewien kociołek i aparat. I choć te dwa przedmioty mają na pozór tyle samo wspólnego, co podróże kulinarne i szkoła podstawowa, znalazłam parę związków między jednym a drugim.

Kociołek   Pamiętam z moich szkolnych lat, kiedy jako dziesięcioletni podlotek zmieniłam nagle szkołę podstawową. Mała Asia – dzieciak, dosłownie wyrwany z utartych schematów i przesadzony na obcą grządkę. Można sobie wyobrazić jaki towarzyszył temu niepokój. Wszystko było inne, nikogo nie znałam a moje funkcjonowanie w nowych realiach opierało się na zdolności do szybkiej adaptacji. Przypominam sobie dziś jak musiałam wyrobić w sobie umiejętność improwizacji i elastyczności moich zachowań. Była to dwupoziomowa edukacja. Z jednej strony konieczne było, abym odnalazła się w przerabianym aktualnie materiale. Z drugiej, uczyłam się nowych ludzi i gdzie wśród nich przynależę.

     Dzień, w którym wsiadłam do kampera był podobny. „Cześć, jestem Michał. Cześć, jestem Zuza”. Poznawanie innych jest świetną zabawą, ale to zawsze jedna, wielka niewiadoma. Podczas pierwszych kilku godzin spędzonych w nowo poznanym gronie instynktownie zajęłam pozycję obserwatora.  Słuchałam języka innych i dostosowywałam się do niego. Z każdym wypowiedzianym zdaniem było mi coraz raźniej. Ze szkoły nie przypominam sobie, co prawda, tylu pikantnych epitetów, ale zakładam, że wspomnienia z czasem się zatarły.

     Natomiast, dopiero dzień drugi naszej wyprawy udowodnił mi, jak cykliczne jest życie. Po raz kolejny zostałam wrzucona na głęboką wodę. Choć tym razem na własne życzenie.

Natchnienie znalezione wśród wiejskich chat

   Poranek nie był może zbyt intensywny. Skuszeni przyzwoitymi warunkami pogodowymi, postanowiliśmy wybyć z gospodarstwa Pani Krystyny. Kamperem objechaliśmy okolicę Nuru i Ołtarzy Gołaczy. Była to doskonała okazja do podziwiania krajobrazu składającego się z wiejskich gospodarstw, pól i zagajników.

Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu     Skoro już mowa o gospodarstwach, na koniec naszej wycieczki wylądowaliśmy w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Cóż to jest za urocze miejsce!  Gorąco polecamy je odwiedzić. Teren muzeum jest malowniczy i niemalże przenosi każdego w czasie. Spacer pomiędzy starymi chłopskimi chatami był jednak niczym w porównaniu z największą atrakcją muzeum – zwierzętami. Jak można było podziwiać wiejską architekturę, kiedy spomiędzy drewnianych sztachet wystawał owczy łepek? Rozradowani jak dzieci lgnęliśmy do stajni i zagród dla królików. Dostrzegam w tym kolejne podobieństwo do szkolnych czasów. Niektóre rzeczy naprawdę nigdy się nie zmieniają.

Odkrycie z drewnianej komórki…

     Październikowy chłód bardzo szybko zmusił nas do odwrotu. Jedyne, o czym byliśmy w stanie myśleć to ciepły posiłek. Nie pytajcie proszę jak doszło do tego, że nasza gospodyni odnalazła u siebie w domu stary, żeliwny kociołek. Najważniejsze jest to, że dziesięciolitrowy, niemal zabytkowy kociołek był do naszej dyspozycji. Q-Vanowy nadworny kucharz, natchniony wiejską atmosferą i przechadzką po chłopskich zagrodach, nie myślał długo nad tym, co robić. Chwycił kociołek, a przepis w jego głowie zaczynał nabierać kształtów. Naczynie, dokładnie wyszorowane i wyłożone grubą warstwą liści kapusty, posłużyło do stworzenia najlepszej potrawy, jaka powstała w ognisku. Dokładniej rzecz ujmując, w samym środku ogniska. Żar palących się szczap drewna uczynił z boczkiem i warzywami absolutne cuda.

     Trwało to dłużej niż wieczność, tak powiedziałby mój puściutki brzuch. Ponad godzinę kręciło się koło ogniska 5 osób, a to dorzucając kolejne szczapki, a to wdmuchując całą zwartość płuc w płomienie. Założę się, że jakiekolwiek poczucie zaniedbania, którego kociołek mógł nabawić się przez lata zapomnienia, zniknęło w mgnieniu oka.

Kociołek pełen smaków i wyzwań

Kociołek przepis     Po wyjęciu parzącego kociołka z dogasających popiołów, pierwsza, honorowa porcja przypadła oczywiście pani Krysi. Cała ekipa też rzuciła się z apetytem na kociołek – przepis okazał się być bezbłędny. Zapiekanka z kociołka, składająca się z ziemniaków, marchwi, kapusty, kiełbasy i boczku przywołała mi na myśl myśliwych. Tylko pomyślcie, wąsaci mężczyźni ze strzelbami zebrani po środku głuszy dookoła ogniska, a tam gorący kociołek – przepis już niedługo na blogu. 😉

     Przyznaję, zmarzłam i zgłodniałam. Dym szczypał mnie w oczy, uwędził ubrania. Poza tym, naczekałam się i w ostatnich chwilach, jak sęp krążyłam wokół ogniska. Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś pomylił mnie z Indiańskim szamanem. Jednak, było warto.

     Świeże zioła i widok zachodzącego słońca nad Bugiem tuż za naszymi plecami, zwieńczyły dzieła. Niektórzy, byli na tyle zuchwali, że połasili się na cztery dokładki. Pisząc „niektórzy” mam na myśli siebie. Nie, wcale nie jest mi wstyd. Pod żeliwną pokrywą kociołka kryły się smaki, o jakich trudno opowiedzieć.  Serce mi pęka na myśl, że nie potrafię przekazać innym namacalnego dowodu na wyjątkowość kociołkowej zapiekanki. Obiecuję, w najbliższym czasie zwrócić się z prośbą do mózgowców z Doliny Krzemowej o dodanie do smartfonów funkcji przesyłania smaków i zapachów.

Człowiek uczy się przez całe życie

     Na miejscu okazało się, że muszę nie tylko odkopać stare zacięcie do pisania, ale też do fotografii. Gotowanie rzeczywiście leżało w gestii Adama, ale dokładne udokumentowanie tego, jak ten człowiek niemal czaruje pośród kuchennego ekwipunku – to zadanie dla reszty ekipy. Rąk do pracy było niewiele, dlatego zakasałam rękawy i spróbowałam być użyteczna. Do profesjonalizmu droga dłuższa niż stąd do Narnii. Ale kto by pomyślał, że dostarczy mi to takiej frajdy?

     Myślę, że wszyscy członkowie z Cooking Vana znaleźli się w położeniu, znanym dziesięcioletniej mnie. Sytuacja wymagała od nich wchodzenia w nowe role. Kulinarne improwizacje Adama to jego domena i gwarantuję Wam , że przejdzie on dzięki nim do kucharskiej historii. Michał i jego poczucie estetyki to istny, wizualny majstersztyk. Podczas realizacji tego wyjątkowego projektu obaj mają ręce pełne roboty, nawet w dziedzinach, które są im często obce.

     Wszystko to sprawia, że czuję się jak wtedy, naście lat temu. Znowu siedzę w ławce innej szkoły, staję twarzą w  twarz z rzeczami, których dopiero się nauczę. Różnica jest jedna. Inni też dopiero będą uczyć się razem ze mną.

Asia Perzyna

PS. Zostaw komentarz pod spodem. Będzie nam miło odpisać Tobie.

Kociołek przepis
Michał, Asia i Adam czyli ekipa Cooking Vana nad Bugiem

 

Cooking Van na Podlasiu
Między polami a lasami, czyli Cooking Van na Podlasiu (ze stajni WynajmijCampera.pl)

Comments

  1. MARTYNA

    Cudownie opisane! Poczułam się jakbym tam była! Zazdroszczę i czekam funkcję przesyłania smaków i zapachów 🙂

  2. Kevin

    The descriptions(thank god for google translate haha) and the pictures of your travels are beautiful and mesmerizing. I’m getting hungry from just looking and reading about the food. I really want to just jump into those pictures. I’m so happy and proud of where you are right now in life. Cute little Asia would be proud as well. Also what Adam and the rest of you guys are doing is amazing stuff. You aren’t just educating yourselves, but also sharing the knowledge to the rest of us. So thank you and keep up the good work 🙂

  3. Dajcie znaka jak będziecie jeszcze gdzieś jechać w Polskę

  4. Agroturystyka nad Bugiem u Krysi

    Ciesze się, ze mogłam Was goscic w mojej agroturystyce, wspanialy pomysł, wspaniali ludzie, dobre smaki

Dodaj komentarz